O nas

Prawda obroni się sama – mówi wyrażenie potoczne. Wyrażenie potoczne przecenia zdolności obronne prawdy. Ostatnimi czasy coraz częściej możemy spotkać się w mediach z różnymi teoriami dźwiękowymi i muzycznymi, które nie mają żadnych podstaw naukowych, a propagowane są jako forma wyższej wiedzy. Sądząc po popularności tego rodzaju treści można dojść do wniosku, że szarlataneria jeszcze nigdy nie miała się tak dobrze.

Cel

Celem niniejszego bloga jest właśnie to, aby szarlataneria nie miała się tak dobrze. Przezornie zaopatrzeni w kamerton, kilka pojęć z akustyki, muzyki i matematyki wychodzimy tedy na przedmieścia internetu, korygując błędy zawarte we wspomnianych koncepcjach i nawołując do weryfikacji swoich przekonań.

Całość utrzymana będzie w nieco żartobliwym tonie, gdyż słuchając samozwańczych specjalistów nie zawsze łatwo zachować powagę. Jednak tam, gdzie to możliwe, luki w teoriach zostaną wyjaśnione w ścisły sposób. Próba racjonalnego tłumaczenia absurdu jest kolejnym absurdem, ale czy groteskę nie najlepiej zwalczać groteską? Głównym zadaniem jest uderzenie w pomysły, a nie pomysłodawców – zgodnie z myślą Ignacego Krasickiego:

I śmiech niekiedy może być nauką,
Kiedy się z przywar, nie z osób natrząsa;
I żart dowcipną przyprawiony sztuką
Zbawienny, kiedy szczypie, a nie kąsa

Ignacy Krasicki,
Monachomachia

Jednak w związku z tym, że pomysły nie podlegają teorii samorództwa, a są aktywnie propagowane przez ich twórców, treść wpisów będzie musiała dotyczyć często słów konkretnych osób. Niech nie zostanie to odebrane jako atak na daną osobę, a jedynie na przedstawianą koncepcję.

Czy przedsięwzięcie jest warte wysiłku? Czemu podejmować walkę z ideami, które już na pierwszy rzut oka mogą zostać zdyskredytowane? Mogą – ale nie są, gdyż w jakiś zagadkowy sposób znajdują sobie rzesze wyznawców.

O ile poza narażeniem ucha na zbyt duży hałas dźwięk nie szkodzi człowiekowi, to przylegająca do niego (pseudo)filozofia może już znacząco wpływać na decyzje życiowe (w tym – finansowe). Nierzadko zdarza się się, że głosiciel akustycznych rewelacji prowadzi również działalność gospodarczą. Jeżeli ktoś zapragnie kupić zestaw uleczających dzwonków za grubo ponad 600 złotych (autentyk – kiedyś się tym zajmiemy!) czy też kojącą skołatane nerwy płytę z muzyką w naturalnym strojeniu za złamany grosz, jak najbardziej ma do tego prawo. Warto jednak, żeby osoba ta podejmowała decyzję w miarę świadomie i wzięła pod uwagę, że wspomniane przedmioty raczej nie działają w sposób przedstawiony przez sprzedawcę.

Niestety, w związku z tym, że teorie są tak absurdalne, nikt nie przeprowadza z nimi konfrontacji, co dobrze wpływa na ich prosperowanie. Ci, którzy w nie nie wierzą, i tak nie uwierzą – nie angażując się w dyskusję. Ci, którzy w nie wierzą, i tak nie przestaną – nie  poddając się zwątpieniu.

Tytuł

Tytuł bloga jest parafrazą godnej polecenia książki Modne bzdury Alana Sokala i Jeana Bricmonta, która we francuskim oryginale ukazała się w 1997 roku pod tytułem Impostures intelectuelles (Oszustwa intelektualne). Książka dotyczy nadużyć ścisłej terminologii naukowej w pracach postmodernistów. Powstała jako komentarz do prowokacji, której podjął się fizyk i matematyk Alan Sokal. Autor doprowadził do publikacji całkowicie zmyślonej przez siebie pracy o tytule “Transgresja granic: ku transformatywnej hermeneutyce grawitacji kwantowej” w czasopiśmie Social text. Miał wykazać, że grawitacja kwantowa jest konstruktem społecznym i językowym. Niecna heca poskutkowała zwolnieniem redaktora naczelnego czasopisma oraz wywołała burzę w środowisku naukowym, znaną jako sprawa Sokala.

A jak to wszystko ma się do muzyki? W pewnym zakresie sztuka dźwięków jest bliska nauk ścisłych – szczególnie, gdy chodzi o kwestie akustyki i strojenia. Zbyt swobodne wykorzystanie pojęć muzycznych o precyzyjnym znaczeniu może prowadzić do dezinformacji. Zdarza się, że przeinaczenia są nieświadome. Jednak w niektórych przypadkach, jak terapia kamertonami czy częstotliwości Solfeggio, fałszywe teorie muzyczne służą najpewniej podbudowie działalności biznesowej, żerującej na nieznajomości zagadnień muzycznych osób dotkniętych chorobą.

Teorie hochsztaplerów mają donośne brzmienie. Stąd wywodzi się ich tytułowa dźwięczność.  Niczym syreny, które próbowały zwieść Odyseusza, dźwiękowi manipulatorzy usiłują omamić odbiorcę – jednak nie śpiewem, a szeregiem efektownie brzmiących pojęć takich jak złoty podział, zgodność z naturą, czy regenerująca moc dźwięków.

Koncepcje głoszone są z pełną mocą i obijają się szerokim echem, a naprawdę warte są tyle, co cymbał brzmiący albo miedź brzęcząca. Dlatego symbolem strony jest decybel (dB), wykorzystywany w mierzeniu poziomu natężenia dźwięku. Jego niewątpliwym atutem jest również fakt, że litery stanowiące skrót są równocześnie inicjałami Dźwięcznych Bzdur.

Jeśli choć jedna osoba zostanie odwiedziona od zaufania dźwięcznym bzdurom, Dźwięczne Bzdury będziemy mogli uznać za projekt udany.

Dodaj komentarz