Głos w sprawie plagiatów internetowych

Aktualizacja z 01.01.24: powracając do tego wpisu po nieco ponad pięciu latach uznaliśmy, że niektóre fragmenty wymagają korekty. Zasadnicze przesłanie tekstu się nie zmienia. Wideo, o którym tu mowa, wciąż jest na YouTube i wciąż pozostaje jedyną wycieczką w stronę historii muzyki na kanale zawierającym ponad 300 filmów, w przeciągu przeszło dziesięciu lat jego istnienia. Cieszy się także sporą popularnością: wyświetlono je ponad 286 tys. razy. Stwierdziliśmy, że mimo wszystko większą korzyść może przynieść pozostawienie go w spokoju – a nuż ktoś je zobaczy i zrewiduje swoje przekonania dotyczące stroju 432 Hz! Ten wpis pozostanie zatem jako dokumentacja ducha czasów.

Pan Reduktor Szumu, zwany dalej panem Prowadzącym, opublikował na YouTube 24 sierpnia materiał wideo zatytułowany 432 Hz – Historia prawdziwa [Reduktor Szumu] #176. Treści przedstawione w filmie nie powinny budzić wątpliwości, że doszło do plagiatu naszego artykułu zatytułowanego 432 Hz – prawdziwa historia, który w internecie pojawił się 13 sierpnia.

W całym zajściu nieco smuci fakt, że pan Prowadzący, próbując korygować historię muzyki, sam dopuścił się jej wielu przeinaczeń. Dlatego poza uwagami wskazującymi na plagiat, omówimy także popełnione błędy merytoryczne.

Wpis podzieliliśmy według zasady 6P:

  • Plagiat
  • Problemy
  • Paralelizmy
  • Przeinaczenia
  • Przypisanie autorstwa
  • Przegląd prawa autorskiego

Plagiat

Choć treści w materiale wideo nie są przełożeniem wpisu Dźwięcznych Bzdur jeden do jednego, można mówić o plagiacie ukrytym:

Języczkiem u wagi jest natomiast plagiat ukryty, czyli plagiat z przekształceniami. Plagiator dąży tutaj do ukrycia niedozwolonego korzystania z cudzego utworu, próbując modyfikować, przerabiać utwór (bądź jego fragmenty), ale w dalszym ciągu nie mamy tutaj do czynienia z własną twórczością, a z pasożytowaniem na pracy kogoś innego.

https://prakreacja.pl/5-sytuacji-plagiat/

Problemy

Problem #1

W taki sposób pan Prowadzący opisuje swój kanał:

Videoblog dla entuzjastów techniki audio, poświęcony elektronice i domowemu sprzętowi audio. Porady dla tych którzy chcą kupić, ulepszyć, naprawić i skonfigurować swój domowy sprzęt muzyczny taki jak wzmacniacze, zestawy głośnikowe, odtwarzacze CD, MP3, sieciowe, komputerowe karty dźwiękowe, przetworniki D/A, gramofony i magnetofony analogowe. Omawiamy budowę urządzeń audio, takich jak obudowy głośnikowe, wzmacniacze i inne, oraz ich historię powstawania. Przedstawiamy także testy domowych urządzeń audio oraz porady serwisowe dotyczące tego typu sprzętu.

https://www.youtube.com/user/ReduktorSzumu/about

Wśród zainteresowań nie pojawiają się muzykologia, historia muzyki, wykonawstwo muzyczne, ani krytyka muzyczna, a zatem treści poruszone w filmie. Nie są to bowiem tematy, którymi pan Prowadzący się zajmuje. Wcześniejsze 10 odcinków na kanale ściśle trzyma się powyższego opisu. Oto ich tytuły:

  1. dbx [Reduktor Szumu] #167
  2. Budujemy wzmacniacz lampowy cz.1 [Reduktor Szumu] #168
  3. Budujemy wzmacniacz lampowy cz.2 [Reduktor Szumu] #169
  4. Budujemy wzmacniacz lampowy – uzupełnienie [Reduktor Szumu]
  5. Revox B-780 [Reduktor Szumu] #170
  6. DSP [Reduktor Szumu] #171
  7. Dopasowanie [Reduktor Szumu] #172
  8. DATS V2 [Reduktor Szumu] #173
  9. Denon DP-47F [Reduktor Szumu] #174
  10. Sony TC-KA6ES [Reduktor Szumu] #175

Najnowszy odcinek – 432 Hz – Historia prawdziwa [Reduktor Szumu] #176 – znacznie odbiega treściowo od poprzednich (a także następnych – przyp. dB 01.01.24)

***

Problem #2

Zastanawia zbieg okoliczności, że w polskim internecie do czasu publikacji naszego artykułu brakowało jakichkolwiek wiarygodnych informacji na temat strojenia instrumentów (w szczególności 432 Hz), a w przeciągu 11 dni pojawiły się niezależnie w różnych miejscach przybrały w zasadzie identyczny tytuł. Tym bardziej jest to zaskakujące, że Prowadzący do czasu opublikowania swojego filmu w ogóle nie zajmował się muzyką, a podczas filmu wielokrotnie wspomina, że na muzyce się nie zna i nie jest to zazwyczaj obszar jego dociekań.

***

Problem #3

Pan Prowadzący zdradził niechcący, w którym dniu odwiedzał strony, do których linkujemy we wpisie. 14 sierpnia 2018, czyli dzień po pojawieniu się naszego artykułu w sieci.

rszumu.png

***

Problem #4

Pan Prowadzący nie podaje ŻADNYCH źródeł w całym swoim materiale.

***

Problem #5

Pan Prowadzący popełnił w filmie wiele błędów merytorycznych dotyczących muzykologii (w tym błędów całkiem podstawowych). O ile jego materiały dotyczące elektroniki i sprzętu muzycznego z pewnością są wartościowe, istnieje uzasadniona wątpliwość, że może nie posiadać dostatecznych kompetencji muzykologicznych.

Paralelizmy

Paralelizm #1

432 Hz – Historia prawdziwa

Reduktor Szumu

432 Hz – prawdziwa historia

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #2

1:33

Kiedy wpiszecie w wyszukiwarce Google liczbę 432 (nawet bez tych herców)…

Reduktor Szumu

Wpisanie terminu „432 Hz” w wyszukiwarce internetowej poskutkuje wysypem mniej lub bardziej prawdopodobnych hipotez.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #3

2:17

Po przeczytaniu kilku zdań z dowolnego takiego tekstu szybko można zrozumieć, że ich autorom chodzi o to, że to nie 440 Hz powinno być dzisiejszym standardem strojenia, a powinna być to częstotliwość o 8 Hz niższa, czyli 432 Hz.

Reduktor Szumu

Od pewnego czasu można natrafić w internecie i w prasie na informacje, które wspomniany standard określają jako wadliwy, nienaturalny czy wręcz zakłamany. Prawidłowy strój – jak uważają zwolennicy tych hipotez – powinien być strój nieco niższy i wynosić 432 Hz

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #4

2:20

Temat może wydawać się rzeczywiście interesujący, a nawet ci, którzy o muzyce wiedzą co nieco, też mogliby się tym zainteresować. Można by się też spodziewać jakiejś ciekawej opowieści z historii muzyki, jakiegoś sensownego wyjaśnienia, dlaczego to 432 Hz są lepsze od 440.

Reduktor Szumu

Warto zatem zagłębić się w historię strojenia, gdyż jest to opowieść pełna wyrazistych postaci, konfliktów interesów, wielkich odkryć i nie mniejszych przeinaczeń!

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #5

6:49

Oczywiście czystych tonów używa się, ale na przykład do badań audiometrycznych.

Reduktor Szumu

Testy Rinnego i Webera, które służą do badania jednostronnego uszkodzenia słuchu, wykorzystują właśnie tę częstotliwość.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #6

7:48
Przytaczana jest wzmianka o Pitagorasie, podobnie jak w sekcji Starożytność w naszym wpisie.

***

Paralelizm #7

8:13

Pitagoras zajmował się nad dźwiękami w muzyce, ale chodziło o interwały muzyczne, a nie o wyznaczanie jakiejś konkretnej częstotliwości.

Reduktor Szumu

Grecy trudnili się doświadczalnym wyznaczaniem względnych odległości między dźwiękami, czyli interwałami. Wszystkim (…) Pitagoras (jeżeli w ogóle stąpał po tej ziemi) jest według tradycji wynalazcą tego przyrządu. Monochordalne eksperymenty doprowadziły do powstania pierwszego stroju muzycznego, zwanego strojem pitagorejskim. Był to, jak wspominaliśmy, system względny.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #8

8:31
W materiale pojawia się zdjęcie monochordu. O monochordzie również mówiliśmy we fragmencie poświęconym starożytności.

***

Paralelizm #9

8:52

Kamerton wynaleziono dopiero w roku 1711.

Reduktor Szumu

W 1711 roku John Shore (1662-1752), trębacz, a po rozcięciu wargi lutnista króla Jerzego I, wynajduje kamerton.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #10

9:00

Czym innym jest badanie interwałów muzycznych, a czym innym wyznaczanie jakiejś częstotliwości.

Reduktor Szumu

Zanim rzucimy się w jej rwący nurt, dokonamy rozróżnienia dwóch pojęć: standardu strojenia i stroju muzycznego. Pierwszy termin ma charakter bezwzględny i oznacza, jaka częstotliwość zostanie przypisana ustalonemu dźwiękowi. (…) Drugie określenie jest względne i odnosi się do sposobu wyboru zestawu dźwięków, z których będziemy korzystać – ile dźwięków weźmiemy pod uwagę i jakie proporcje między nimi ustanowimy.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #11

9:10

Pomijam tutaj fakt, że wtedy w ogóle nie obowiązywało jeszcze pojęcie sekundy, jakie dzisiaj znamy.

Reduktor Szumu

Wiek szesnasty wydał na świat pojęcie, bez którego niepodobna będzie mówić o standardach strojenia. Tym pojęciem jest sekunda.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #12

10:55

Owszem, były opinie, aby tę częstotliwość nieco zmodyfikować, ale nie chodziło w ogóle o jakieś 432 Hz.

Reduktor Szumu

Przemyślnie nie zaproszono na nią przywykłych do diapazonu normalnego Francuzów, którzy mogliby zgłosić sprzeciw. Tak w istocie się stało, ale dopiero po zatwierdzeniu obrad komisji. Narzucenie 440 Hz Francuzi odebrali jako szczyt dezynwoltury.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #13

14:41

W dawnych czasach muzycznej historii nie było żadnych wzorców co do częstotliwości dźwięku A.

Reduktor Szumu

Nawet gdybyśmy bardzo chcieli, narracji nie możemy rozpocząć od klasycznego zwrotu „już starożytni”, bowiem w europejskiej kulturze antycznej nie istniały bezwzględne standardy strojenia – w każdym razie nie ma żadnych źródeł mogących o tym poświadczyć.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #14

15:06

Strojono instrumenty po prostu do siebie nawzajem.

Reduktor Szumu

Jeżeli wykorzystywane były instrumenty, musiały uzgodnić strój między sobą.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #15

15:28

W baroku na przykład stroiło się instrumenty na ok. 415 Hz.

Reduktor Szumu

W przeliczeniu na herce Kammerton wynosił ok. 415 Hz.

Dźwięczne Bzdury

Jedynie grupka entuzjastów wykonawstwa historycznego, zauroczonych w standardach minionego czasu próbuje z nostalgią przywrócić niegdysiejsze stroje i wykorzystuje 415 Hz.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #16

15:50

Do wieku XIX nadal nikt nie wkładał wysiłku w jakąś standaryzację strojenia instrumentów muzycznych.

Reduktor Szumu

Początek wieku wcale nie zapowiada takich przemian: niemal sto lat mija od wynalezienia kamertonu, a Francuzi wciąż trzymają się swoich piszczałek. W różnych miejscach w Europie odnotowuje się z niepokojem stały wzrost standardu strojenia.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #17

16:10

Jeszcze w XVII wieku w tym samym europejskim mieście w dwóch kościołach organy miały inną częstotliwość strojenia.

Reduktor Szumu

466 Hz Strasbourg, St. Margharethen, 1703
385 Hz Strasbourg, Katedra, 1714-16

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #18

16:20

Różnice bywały spore, nawet dochodzące do tercji.

Reduktor Szumu

Choć to tylko niewielka próbka, łatwo możemy się przekonać, że standardy były bardzo różnorodne. Rozpiętość między minimalną a maksymalną częstotliwością w przeciągu zaledwie ośmiu lat wynosi aż 100 Hz!

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #19

16:22

Przełomem wydawało się wynalezienie kamertonu z roku 1711.

Reduktor Szumu

W 1711 roku John Shore (1662-1752), trębacz, a po rozcięciu wargi lutnista króla Jerzego I, wynajduje kamerton. Najwyraźniej wierna posługa brytyjskiemu monarsze zainspirowała próbę zniesienia anarchii w muzyce. Stały ton widełkowego narzędzia miał odtąd służyć jako wyznacznik standardu strojenia.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #20

17:17

Ale i tak było już nieźle, bo dźwięk A zawierał się już wtedy w zakresie mniej więcej od 400 do 450 Hz.

Reduktor Szumu

To omówienie wykresu naszego autorstwa:

Regresja2Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #21

17:25

Zauważcie, że mamy już rok 1800, a dalej panuje bałagan, jeśli chodzi o standaryzację strojenia.

Reduktor Szumu

Filozofię strojenia wieku XVIII najlepiej podsumował Jakob Adlung:
Od czego rozpoczniemy nasze strojenie lub jak określimy wysokość C? Dobrze wiadomo, że organy nie są ze sobą zgodne, dlatego poza swoją trąbką muzyk zawsze musi nosić ze sobą kilka wytrychów lub wkładek, jeżeli chce grać w różnych kościołach. Pragnie się nie bez powodu, żeby budowniczy organów zgadzali się w tej kwestii i aby mieli pewną zasadę, która umożliwiłaby im osiągnięcie takiej samej głębokości i wysokości. Ale tego na dziś brakuje. Sugestia Sauveura wciąż nie została przyjęta.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #22

17:38

Jeśli chodzi o samo pojęcie częstotliwości dźwięku, to pojawiło się ono dopiero w wieku XVII. Badał to Marin Mersenne, słynny francuski matematyk, filozof, również teolog…

Reduktor Szumu

W latach 1636-1637 Marin Mersenne (1588-1648), francuski duchowny z zakonu minimitów, wydał swoje najważniejsze dzieło – L’Harmonie Universelle, czyli Harmonię Powszechną.

Dźwięczne Bzdury

Dziś w Polsce postać Mersenne’a jest praktycznie zapomniana. Mało kto w ogóle wie, że ktoś taki istniał, co ilustruje wykres z Google Trends pokazujący częstość wyszukiwania Mersenne’a w porównaniu z innymi uczonymi epoki.

mersenne

Źródło: Google Trends.

Dlatego żeby dowiedzieć się czegoś o Mersennie, należy sięgnąć do źródeł francuskojęzycznych. Tak uczyniliśmy w naszym wpisie, czerpiąc informację z książki, którą w 1859 roku napisał Adrien de la Fage.

***

Paralelizm #23

17:55

W zasadzie dopiero w wieku XIX pomiary częstotliwości dźwięku stały się wiarygodne dzięki badaniom Johanna Scheiblera, niemieckiego muzykologa.

Reduktor Szumu

Arcyważną postacią w historii strojenia jest Johann Scheibler (1777 – 1837), trudniący się na co dzień manufakturą jedwabiu. Jego prawdziwymi pasjami były jednak akustyka i muzykologia. Wynalazł złożony z kilkudziesięciu kamertonów tonometr (niem. Tonmesser), mierzący dość dokładnie częstotliwość dźwięku na podstawie akustycznego zjawiska dudnienia.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #24

18:02

Już w wieku XX zmieniono nazwę jednostki częstotliwości ze skoku na sekundę na herc.

Reduktor Szumu

W 1930 roku International Electrotechnical Commission wprowadza do nomenklatury naukowej jednostkę herca.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #25

18:27

Widoczna stała się tendencja do wzrostu częstotliwości strojenia.

Reduktor Szumu

Od dłuższego czasu diapazon idzie w górę.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #26

18:55

Nastała swoista konkurencja wśród muzyków, aby uzyskać głośniejsze, jaśniejsze, nowoczesne jak na ówczesne czasy brzmienie.

Reduktor Szumu

Każda zmiana standardu strojenia ma swoje konsekwencje. Zwiększenie częstotliwości sprawia, że muzyka odbierana jest jako bardziej wyrazista w porównaniu do wcześniejszej normy.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #27

19:08

Stopniowo podnoszono strojenie aż do ponad 450 Hz.

Reduktor Szumu

To znowu parafraza naszej grafiki.

Regresja2

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #28

19:31

W roku 1859 rząd francuski uchwalił ustawę, która nakazywała strojenie A na 435 Hz.

Reduktor Szumu

Jedno wiemy na pewno – na podstawie analizy różnych instrumentów komisja ustaliła standard strojenia na 435 Hz w temperaturze 15 stopni Celsjusza, określając go mianem diapazonu normalnego.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #29

19:53

Była to pierwsza poważna próba standaryzacji strojenia i używano jej nawet poza Francją, na przykład w Austrii.

Reduktor Szumu

Francuskie standardy szybko wyruszyły w świat. W 1862 roku cesarski dekret w Austro-Węgrzech ustanawia częstotliwość Wiener Hofkapelle i teatrów nadwornych na 435 Hz.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #30

19:54

Natomiast w Wielkiej Brytanii nadal trwało wysokie strojenie i walka z protestującymi śpiewakami. Niektóre (orkiestry – przyp. dB) nadal trwały przy wysokim strojeniu 452.

Reduktor Szumu

W drugiej połowie XIX wieku w Anglii obowiązywała wysokość zwana potem Old Philharmonic Pitch odpowiadająca częstotliwości 452,5 Hz.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #31

20:15

We Włoszech natomiast, i to może być ciekawe, również obniżono (m. in. na prośbę wokalistów z Italii) strój do francuskich 435 Hz, ale słynny kompozytor Giuseppe Verdi zaproponował dalsze obniżenie tego stroju do 432 Hz.

Reduktor Szumu

Cztery lata później, w roku 1884 Giuseppe Verdi (1813-1901) usilnie zabiega o ujednolicenie strojenia we Włoszech

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #32

20:31

Jednak oprócz zagrania kilku kompozycji Verdiego w 432, muzyczne Włochy poszły ścieżką francuską.

Reduktor Szumu

Standard A = 432 Hz zostaje wprowadzony w orkiestrze wojskowej. Verdi planuje międzynarodową konferencję w Rzymie. Nie dochodzi do niej, gdyż plany skutecznie krzyżuje odsiecz wiedeńska. W 1885 roku na mocy postanowień konferencji w Wiedniu obowiązującą częstotliwością staje się 435 Hz.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #33

21:20

Początkowo miało to być 439 Hz, ale ponieważ 439 jest liczbą pierwszą, taką częstotliwość trudno byłoby używać w studiach i generować na przykład elektronicznie, dzielić, dlatego przyjęto 440 Hz.

Reduktor Szumu

Co ciekawe, strój angielski 439 Hz jest bardzo niepraktyczny, jeśli chodzi o eksperymenty akustyczne. 439 jest liczbą pierwszą, dlatego nie może być iloczynem innych liczb niż 1 i 439, co utrudnia rachunki w laboratorium.

Dźwięczne Bzdury (z wykop.pl)

***

Paralelizm #34

21:40

W dzisiejszych czasach dosyć często ignoruje się ten standard i orkiestry dostraja się do częstotliwości 442 lub nawet 443.

Reduktor Szumu

Mamy sierpień anno domini 2018. W salach koncertowych świata dawne pokusy podbijania stroju wciąż nie zostały opanowane. Jak podaje Franz Nistl, na 442 Hz stroi się fortepiany w Nowym Jorku, Danii, Francji, Norwegii, Szwajcarii, we Włoszech i na Węgrzech. 443 Hz to częstotliwość panująca w Niemczech, Austrii, Rosji (sic!), Szwecji i Hiszpanii.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #35

23:27

Prawie nigdzie nie było mowy o częstotliwości 432 Hz oprócz krótkiego incydentu z Verdim. Czyżby unikano celowo tej wartości?

Reduktor Szumu

Na temat 432 Hz Ellis pisze: „Nic mi o tym nie wiadomo, aby standard ten miał być kiedykolwiek wykorzystywany”.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #36

24:09

Tak jak mówiłem, mógłbym się czepiać dalej, na przykład w temacie sekundy, która według spiskowców ma być naturalną jednostką czasu, a nie jest.

Reduktor Szumu

Trzeba jednak pamiętać, że w przeciwieństwie do prędkości światła czy stałej Plancka, sekunda nie jest jednostką naturalną. 1/86400 dnia, którą odmierza, mogłaby zostać zastąpiona dowolną inną wartością.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #37

25:58

Pitagoras zbudował prosty instrument muzyczny, który nazwał monochordem. Miał on tylko jedną strunę.

Reduktor Szumu

Wszystkim, czego potrzebowali do szczęścia, był monochord: proste narzędzie złożone z jednej struny i ruchomego mostka, który skracał jej długość, umożliwiając uzyskanie wyższego dźwięku. Pitagoras (jeżeli w ogóle stąpał po tej ziemi) jest według tradycji wynalazcą tego przyrządu.

Dźwięczne Bzdury

***

Paralelizm #38

Jeśli chociaż jedna osoba dzięki moim informacjom wreszcie zrozumiała, o co w tym chodzi, to uważam, że nie straciłem czasu nagrywając ten odcinek.

Reduktor Szumu

Jeśli choć jedna osoba zostanie odwiedziona od zaufania dźwięcznym bzdurom, Dźwięczne Bzdury będziemy mogli uznać za projekt udany.

Dźwięczne Bzdury

Przeinaczenia

Przeinaczenie #1

7:10

Odgłosy przyrody takie jak szum drzew, płynącej wody, brzęczenie owadów, są to dźwięki o charakterze szumowym, które nie mają ustalonej wysokości, nie da się określić ich częstotliwości, a na pewno nie jest to 432 Hz.

Reduktor Szumu

Pan Prowadzący popełnił spory błąd merytoryczny: jak najbardziej da się określić częstotliwości szumu. Na przykład w szumie białym każda częstotliwość ma w przybliżeniu jednakową intensywność, co pokazuje jego widmo:

noise.png

Źródło: Wikimedia Commons.

***

Przeinaczenie #2

7:28

Śpiew ptaków jest bardziej zbliżony do dźwięków tonalnych.

Reduktor Szumu

Tonalność jest czym zupełnie innym od ustalonej wysokości dźwięku.

***

Przeinaczenie #3

16:40

Kamertony z różnych lat miały różne częstotliwości, np. kamerton z okresu Händla z roku 1740 miał dźwięk A na wysokości 422,5 Hz.

Redaktor Szumu

Pan Prowadzący przekręca liczby podane w naszym wpisie. Nie 1740, a 1751. Nie 422,5 Hz, a 423 Hz.

***

Przeinaczenie #4

16:55

Kamerton z początku XIX wieku, z roku 1800…

Reduktor Szumu

Rok 1800 to jeszcze wiek XVIII.

***

Przeinaczenie #5

Sposób wymawiania imienia Mersenne’a przez Prowadzącego zdradza, że nie zna on języka francuskiego. Końcówka –in, którą wypowiada, sugeruje bowiem żeńskie imię Marine.

***

Przeinaczenie #6

17:38

Jeśli chodzi o samo pojęcie częstotliwości dźwięku, to pojawiło się ono dopiero w wieku XVII. Badał to Marin Mersenne.

Reduktor Szumu

Pojęcie częstotliwości nie istniało w wieku XVII, w języku francuskim było określane mianem wibracji (vibration).

***

Przeinaczenie #7

17:55

W zasadzie dopiero w wieku XIX pomiary częstotliwości dźwięku stały się wiarygodne dzięki badaniom Johanna Scheiblera, niemieckiego muzykologa.

Reduktor Szumu

Scheibler nie był z zawodu muzykologiem. To była jego amatorska pasja.

***

Przeinaczenie #8

18:30

Skąd to się wzięło? Otóż wśród muzyków grających na instrumentach smyczkowych wykształciła się tendencja do używania nieco grubszych strun i większego ich napinania.

Reduktor Szumu

Daje o sobie znać brak znajomości pism Mersenne’a. Jedno z jego praw głosi, że częstotliwość jest odwrotnie proporcjonalna do masy. Dlatego używanie grubszych strun poprowadzi do niższego strojenia. Żeby sobie to uświadomić, wystarczy popatrzeć na gitarę.

***

Przeinaczenie #9

19:18

Musieli oni wysilać swoje gardła w coraz wyższych tonacjach.

Reduktor Szumu

Jeżeli utwór został napisany w tonacji E-dur, pozostawał w tonacji E-dur. Zwiększał się tylko standard strojenia, który nie jest pojęciem tożsamym wobec tonacji.

***

Przeinaczenie #10

19:31

Dzięki najsłynniejszym i najbardziej wpływowym śpiewakom doszło wreszcie do porozumienia.

Reduktor Szumu

Żaden ze śpiewaków nie uczestniczył w pracach francuskiej komisji standaryzacyjnej. Wiadomości o strajkach wokalistów są przejaskrawione i nieprawdziwe.

***

Przeinaczenie #11

20:15

We Włoszech natomiast, i to może być ciekawe, również obniżono (m. in. na prośbę wokalistów z Italii) strój do francuskich 435 Hz, ale słynny kompozytor Giuseppe Verdi zaproponował dalsze obniżenie tego stroju do 432 Hz.

Reduktor Szumu

Pojawia się Verdi, czyli kolejna z omawianych przez nas postaci. Niestety, wszystko powyższe jest nieprawdą. Żałujemy, że choć napisaliśmy:

Ponieważ wypowiedź Verdiego jest często wyrywana z kontekstu i przeinaczana, przytaczamy cały list (…)

Dźwięczne Bzdury

***

Przeinaczenie #12

20:31

Jednak oprócz zagrania kilku kompozycji Verdiego w 432, muzyczne Włochy poszły ścieżką francuską.

Reduktor Szumu

432 Hz nie jest strojem Verdiego. Wiadomo, że Verdi chciał, aby jego Requiem było wykonane w stroju A = 435 Hz.

***

Przeinaczenie #13

20:53

W roku 1939 odbyła się w Londynie międzynarodowa konferencja, w której zalecono stosowanie częstotliwości A = 440 Hz.

Reduktor Szumu

21:09

Brytyjczycy nadal stroili się do 439.

Reduktor Szumu

***

Przeinaczenie #14

22:22

Jeśli jest on (fortepian – przyp. dB) nastrojony stale na 442, to trudno go przestroić na 440.

Reduktor Szumu

Różnica dwóch herców nie powinna stanowić tak dużej trudności.

***

Przeinaczenie #15

22:56

Często (a właściwie zazwyczaj) jest to 415 Hz (mowa o stroju barokowym – przyp. dB).

Reduktor Szumu

Strój A = 415 Hz jest jednym z wielu barokowych strojów.

***

Przeinaczenie #16

27:26

Wiadomo, że skala muzyczna składa się z 12 dźwięków, które tworzą interwał oktawy.

Reduktor Szumu

Pojawiają się tu dwa błędy w jednym zdaniu. Skale muzyczne wcale nie muszą zawierać 12 dźwięków. Przykładowo skala pentatoniczna ma ich pięć. 12 dźwięków (od C do H) tworzy zaś interwał septymy wielkiej, a nie oktawy.

***

Przeinaczenie #17

29:32

Pitagoras twierdził, że sekunda powinna być bardziej konsonansowa niż tercja, bo jest ona wyrażona mniejszymi liczbami.

Reduktor Szumu

Pitagoras nie pozostawił po sobie żadnych pism, więc nie zachowało się nic o prymacie sekund nad tercjami.

***

Przeinaczenie #18

32:22

Ówcześni muzycy i melomani (z XVIII wieku – przyp. dB) woleli strój naturalny.

Reduktor Szumu

W XVIII wieku nad strojem naturalnym dominował strój średniotonowy.

 

Przypisanie autorstwa

Pan Prowadzący tak wypowiedział się pod komentarzami na YouTube (o czym możemy zaświadczyć zrzutami ekranu, gdyby komentarz został usunięty):

Nie znałem tego artykułu i nie korzystałem z niego, przygotowując ten odcinek, a tytuł wymyśliłem dosłownie kilka godzin przed jego opublikowaniem. Zatem nie mogłem podać linka a tytuł, no cóż…nie zmienię go.

Reduktor Szumu (YouTube)

***

Tak pan Prowadzący odwołał się do całej sytuacji, gdy napisaliśmy pod filmem, że wystosujemy odpowiedni komentarz:

Jakoś nie czuję się winny.

Reduktor Szumu (YouTube)

***

0:31

Kiedy pewnego razu przeczytałem kilka artykułów na podobny temat, to resztka włosów stanęła mi na głowie i uzmysłowiłem sobie, że trzeba by jednak coś z tym zrobić.

Reduktor Szumu

***

3:28

Zadajmy sobie trochę trudu, aby je zweryfikować (argumenty – przyp. dB).

Reduktor Szumu

***

28:45

Tak oto skracają sobie oni drogę, bo zapewne nie chce im się zgłębiać tego tematu.

Reduktor Szumu

***

34:06

Jeśli chociaż jedna osoba dzięki moim informacjom wreszcie zrozumiała, o co w tym chodzi, to uważam, że nie straciłem czasu nagrywając ten odcinek.

Reduktor Szumu

Polemika

7:37

Autor wyraźnie wykazał się brakiem podstawowej wiedzy w zakresie akustyki i pisze po prostu bzdury.

Reduktor Szumu

Prawda.

***

8:05

Autor pewnie coś tam słyszał, jakieś dzwony biją, tylko nie wiemy, w którym kościele.

Reduktor Szumu

Zgoda.

***

10:12

Muszę wam powiedzieć, że próbowałem jakoś zweryfikować tę informację.

Reduktor Szumu

Trudno uwierzyć.

14:00

Tym razem będą argumenty, będą fakty (…)

Reduktor Szumu

… będzie korzystanie z czyjejś pracy, nie będzie przypisów,

nie będę się starał nikogo do niczego przekonywać na siłę (…)

Reduktor Szumu

… i nikogo cytować.

***

14:10

Niestety nie mam wykształcenia muzycznego, dlatego w moich wypowiedziach mogą zdarzyć się błędy.

Reduktor Szumu

Dlaczego powstał ten film?

***

22:38

Sam nie gram. (na instrumencie – przyp. dB)

Reduktor Szumu

Skąd więc zainteresowanie tematem?

***

22:40

Chętnie przeczytałbym komentarz jakiegoś muzyka na ten temat pod odcinkiem.

Reduktor Szumu

Czy rzeczywiście?

***

25:08

Wchodzę na dosyć grząski grunt, pełen pojęć ściśle muzycznych, których tajników do końca nie zgłębiłem.

Reduktor Szumu

Pan Prowadzący nie zgłębiał również tajników prawa autorskiego. A szkoda.

***

29:40
Wypada odnotować, że wspomniany Didymos jest jedyną postacią w całym materiale wideo, która nie pojawią się w naszym wpisie. Został dodany na samym końcu jako wkład własny.

33:29

Trzeba by się w dodatku do tego jakoś merytorycznie przygotować.

Reduktor Szumu

Zgoda…

***

Przykro nam, że nasza wielotygodniowa praca wymagająca podejścia interdyscyplinarnego i wykorzystania specjalistycznych źródeł została zawłaszczona i przedstawiona jako własna w przeciągu 11 dni. Wkład pana Prowadzącego sprowadza się on do wyszukania różnych grafik w sieci, opracowania kilku parafraz, zgrania dźwięku z obrazem i wspomnienia o Didymosie.

Dodajmy, że pan Prowadzący wykorzystuje kilka strategii w celu zamaskowania plagiatu:

  1. Unikanie wstawiania tych samych zdjęć.
  2. Wybiórczość.
  3. (Nieudolna) parafraza.
  4. Brak powoływania się na źródła.
  5. Przeskakiwanie po materiale.
  6. Dystansujący język.

Przegląd prawa autorskiego

Twórcy, którego autorskie prawa osobiste zostały naruszone bądź zagrożone, przysługuje przede wszystkim roszczenie o zaniechanie tego działania. W przypadku, gdy doszło już do naruszenia tych praw, twórcy przysługuje roszczenie o przywrócenie stanu poprzedniego, czyli usunięcie przez sprawcę skutków naruszenia. W szczególności może to polegać na złożeniu publicznego oświadczenia o określonej treści i formie (np. w przypadku plagiatu może ono polegać na oświadczeniu o faktycznym autorstwie). Jeśli działanie, które wywołało naruszenie, było zawinione (chodzi tu już nawet o najlżejszą postać winy), twórca może domagać się zasądzenia zadośćuczynienia za doznaną krzywdę lub zasądzenia odpowiedniej sumy pieniężnej na wskazany cel społeczny.

W przypadku naruszenia praw majątkowych twórcy, przysługują mu następujące roszczenia:

  • zaniechanie naruszenia,
  • usunięcie skutków naruszenia,
  • naprawienie wyrządzonej szkody (majątkowej): na zasadach ogólnych (w takim przypadku twórca musi udowodnić nie tylko wystąpienie szkody, ale też jej wysokość oraz winę po stronie naruszyciela), albo poprzez zapłatę sumy pieniężnej w wysokości odpowiadającej dwukrotności, a w przypadku gdy naruszenie jest zawinione — trzykrotności stosownego wynagrodzenia (jest to specyficzne roszczenie, nie znane ogólnym zasadom prawa cywilnego, gdyż nie wymaga dowodzenia wysokości szkody, a jedynie wysokości wynagrodzenia, jakie twórca otrzymałby, gdyby korzystanie odbyło się za jego zgodą; w przypadku dochodzenia dwukrotności tego wynagrodzenia nie trzeba nawet wykazywać winy naruszyciela),
  • wydanie uzyskanych korzyści.

https://prawokultury.pl/kurs/odpowiedzialnosc-za-naruszenie-praw-autorskich

9 uwag do wpisu “Głos w sprawie plagiatów internetowych

  1. „- Kto ty jesteś?
    – Polak mały.
    – Jaki znak twój?
    – Plagiat stary.”

    https://www.rp.pl/Historia/310289962-Godlo-Polski-jest-plagiatem.html

    Pal już licho kamuflowanie się ze znajomością czyichś prac z zakresu muzykologii – plagiat w symbolu państwowym to jest dopiero wyczyn oraz jakże wspaniała szydera z ludzi powołujących się na siły państwa w obronie swoich „praw autorskich”.

    Takie są oto problemy współcześniackiego świata: bloger będzie pozywać jutjubera, bo ten powiedział coś o Marinie Mersenne, a skąd mógł o nim wiedzieć? Na dobrą sprawę nie powinien niczego mówić, bo bezceremonialnie rozpowszechniając tę informację wszak bezczelnie urągł był nadobnemu majestatowi Dźwięcznych Bzdur. W świetniejszych czasach, gdy panowała tradycja ustna, a każdy powtarzał po innym, brał z cudzych historii, co mu się podobało, przerabiał wedle uznania i opowiadał po swojemu, kiedy niematerialne twory kultury z zasady od samego powołania na świat przynależały do domeny publicznej a bywało, że i architekci katedr w skromności pozostawali anonimowi, przepływ informacji był bardziej organiczny a i życie mniej zbiurokratyzowane. Dzięki temu na przykład zachowało się przynajmniej kilka wersji legend arturiańskich, do wyboru, do koloru, z różnymi przedstawieniami tych czy innych postaci; z Morganą jako tą złą lub nie, z Mordredem kazirodem lub z prawego łoża. Każdy opowiadał jak mu się bardziej podobało i nikt nie miał do tych legend żadnych praw ani ostatecznej kontroli nad „franczyzą” oraz nad tym, co z nią zrobią inni ludzie. Pięknie było. Ale przestało…

    Pojawił się cały ten poroniony pomysł, aby uznawać niematerialne przedmioty myśli za zawłaszczalne i traktować w dokładnie ten sam sposób co fizykalne, rozciągłe rzeczy podlegające ochronie przez prawo własności. Poroniony, jedne bowiem z natury są możliwe do w zasadzie nieograniczonego powielania (jak informacja o historycznej roli Mersenne’a), natomiast drugie przez swą immanentną rzadkość mogą stawać się zarzewiem konfliktów o wyłączność na nich użytkowanie. Aby zminimalizować tę konfliktogenność w przypadku naturalnych zasobów, artefaktów czy ogólnie wszystkiego co materialne, wprowadza się instytucję własności prywatnej, odpowiednie tytuły prawne do wyłącznego użytkowania przedmiotów, co w większości rozwiązuje problem. Jednak w przypadku „własności intelektualnej” jest dokładnie odwrotnie; to jej wprowadzenie tę konfliktogenność znacząco zwiększa, bo ludzie odtąd mogą spierać się o coś, co wcześniej bez niej pozostawało niezawłaszczalnym, do czego nikt nie mógł mieć żadnych praw ani roszczeń, nie mógł więc wymuszać na innych swojej woli związanej z użytkowaniem tego, co przecież do niego nie należało.

    Tutaj mamy do czynienia z właśnie takim konfliktem, który w czasach nieznających pojęcia praw autorskich, patentów, generalnie szeroko rozumianej „własności intelektualnej”, nigdy by nie wystąpił. Gdyby nawet obie jego strony uparły się go przeprowadzić, to prawdopodobnie zostałyby wyśmiane a jakiś platonizujący scholastyk by im z troską wyjaśnił, że z samej zdolności umysłu do odkrywania nieśmiertelnych idei i potencjalnych relacji między nimi, na jakie składa się również fikcja, nie wynika jeszcze żadne władztwo nad nimi, a tym bardziej innymi ludźmi, którym one się udzielają. A skoro odkrywcy nie mają żadnych praw do podstawowych części z jakich składają się ich „wytwory” umysłu; do sensów, motywów, znaczeń, postrzeżeń, archetypów, zakresów nazw czy podziałów logicznych, to nie mogą mieć również żadnych praw do efektów ich przetwarzania polegających na odpowiedniej manipulacji czy kompozycji. Bo wciąż operują czymś do czego z natury nie mają i nie mogą mieć wyłączności.

    W przypadku klasycznej własności prywatnej, dotyczącej przedmiotów materialnych takiego kłopotu nie ma; jeżeli całość należy do kogoś, to i część z tej całości musi do niego z konieczności należeć. Podobnie z pracą: jeżeli ktoś ukradłby cudzą surówkę, by wykuć z niej miecz, cały jego włożony wysiłek i umiejętności nie sprawiłyby, że efekty pracy należałyby ostatecznie do niego. W takim wypadku miecz należałoby oddać właścicielowi surówki, jako że formalnie nie zrezygnował ze swej wyłączności do skradzionego i przerobionego bez swojej wiedzy i zgody materiału, nawet jeśli w wyniku pracy złodzieja po przetworzeniu stał się on w nowej postaci bardziej wartościowy. Gdy materiał należy do kogoś, sam akt przetwarzania nie transferuje tytułu prawnego do rzeczy, dopiero umowa czy też kontrakt może coś pod tym względem zmienić.
    A jak w zasadzie miałaby wyglądać spójna teoria uprawnień do rzeczy niematerialnych, będących egzemplifikacjami powszechników? Na czyim materiale pracuje autor książki, posługujący się słowami składającymi się na język narodowy? Z całą pewnością, poza ewentualnymi neologizmami, nie wymyślił słów, jakimi się posługuje coś opowiadając, więc jak chce utrzymywać, że ma prawo do wyłączności stworzonej treści, skoro owa treść nie składa się wyłącznie z tego, co faktycznie sam stworzył? Na czyim materiale pracuje dramaturg wykorzystujący stare jak świat toposy? Dlaczego miałby mieć jakiekolwiek prawo ciągać po sądach kogokolwiek, kto w swym naśladownictwie wykorzystałby dokładnie te same motywy, skoro w gruncie rzeczy nie należą one do nikogo?

    Samo prawo autorskie w gruncie rzeczy ma dosyć perfidną genezę. Rozpoczęło się przecież od cenzorskich zapędów brytyjskiej korony, która chciała się uporać z upowszechniającym się, kłopotliwym wynalazkiem w postaci prasy drukarskiej. Rosnąca dostępność druku utrudniała kontrolę tego, co ludzie za jego pomocą wypisują i rozpowszechniają, zwłaszcza w pamflecikach o władzy, polityce państwa i rodzinie królewskiej. Dlatego sprawą priorytetową stało się, aby jakimś sposobem skłonić do tego, aby ponownie znaleźli się pod czujną kontrolą państwa, jak było to wcześniej, nim Gutenberg i jego następcy zrobili zamieszanie. Ponieważ z reguły nikomu nie spieszy się specjalnie, aby dobrowolnie oddawać swą twórczość pod baczne oko cenzora, trzeba było jakoś podejść ludzi. I tak uczyniono, oferując im czasowe monopole i rzekomą ochronę ich praw przed zagrażającymi im rywalami z rozgrzanymi XVI-wiecznymi kserokopiarkami, gotowymi do kopiuj-wklejania tego, co w pocie czoła wymyślił biedny autor. Połasili się na to. Ale, ale! Żeby państwo mogło ich chronić, to trzeba było najpierw zrobić coming-out, dokonać rejestracji, a nie działać na kocią łapę, na łapu-capu, anonimowo. Rejestracja zaś znacząco ułatwiła kontrolę społeczną i władza mogła się już mniej więcej połapać, kto, gdzie, komu i co drukuje.

    http://cbldf.org/2014/10/copyright-as-censorship-a-look-at-the-early-history-of-copyright/
    https://www.eff.org/pl/deeplinks/2017/01/copyright-shouldnt-be-tool-censorship

    Od tego czasu niewiele się zmieniło, bo copyrighty dalej są pomocne przy wprowadzaniu zamordyzmu, bez względu na to, czy poszczególnym twórcom wydaje się, że są one im niezbędne do ochrony własnych interesów i do jakiego stopnia oceniają ich skuteczność. W pierwszej kolejności one są potrzebne państwom, obawiającym się zupełnie wolnego przekazywania myśli. Kolejną rundę będziemy mieli w USA przy okazji temperowania memów politycznych w internecie.

    Bawią mnie intelektualiści otwarcie deklarujący poparcie dla swobody wypowiedzi, dbający przynajmniej werbalnie o wolność dla dziennikarstwa, przy tym jednocześnie bardzo mocno opowiadający się za utrzymaniem systemu monopoli, który powstał właśnie dlatego, aby w praktyce te swobody w ramach możliwości ograniczać środkami formalnymi.

    Jeżeli dodać do tego jeszcze ewidentną nieuczciwość samej praktyki stosowania praw autorskich, polegającą na nieustannym wydłużaniu czasu ich obowiązywania oraz odnawianiu za pomocą różnych tricków, skutkujących tym, że idee, przedstawienia i wizerunki tworów, które już dawno powinny przejść do domeny publicznej, wciąż do niej nie trafiają [https://www.youtube.com/watch?v=tk862BbjWx4], tym bardziej trudno sobie wmawiać, że mamy do czynienia z jakimś rozsądnym kontraktem społecznym, co raczej z ustawioną grą, której zasady zmieniają się w jej trakcie i to wyłącznie na naszą niekorzyść.

    Z wymienionych wyżej powodów pozostaję gorącym zwolennikiem zupełnej abolicji praw autorskich, patentów i wszelkich innych form własności intelektualnej. Z takiej pozycji chciałbym zaapelować do Dźwięcznych Bzdur, aby jeszcze raz zastanowiły się, czy rzeczywiście warto pociągać twórcę Reduktora Szumu do odpowiedzialności przed organami państwowymi, za przytaczanie w gruncie rzeczy informacji o charakterze edukacyjnym.

    Sama kategoria plagiatu może zachować ograniczony sens w warunkach akademickich czy już wcześniej, nawet szkolnych, kiedy chce się młodych ludzi nauczyć samodzielnej pracy z informacjami. Osobników korzystających z gotowych rozwiązań, sporządzonych uprzednio przez kogoś innego, powinien oczywiście spotykać ostracyzm, infamia i całe odium rozmaitych społecznych odpowiedników plag egipskich, ale nie dlatego, że naruszyli jakieś bzdurne, niespójne koncepcje czyichś wyimaginowanych uprawnień dotyczących przedmiotów niematerialnych, a dlatego, że są leniwymi wszarzami, wybierającymi najłatwiejszą ścieżkę, na której niczego się nie nauczą. No i przy okazji mogą oberwać za to, że nie wykonują prostych poleceń: wszak ich praca miała być samodzielna a nie była. Samo przypisywanie sobie cudzych osiągnięć winno być traktowane jak psucie powietrza w towarzystwie. Wykluczające z grona ludzi cywilizowanych, ale niekaralne prawnie.

    Tyle tylko, że w przypadku twórcy youtube’owego kanału, który nie prowadzi żadnej praktyki naukowej z właściwymi jej rygorami, ani nawet niespecjalnie zdradza takie ambicje, a jedynie okazjonalnie popularyzuje wiedzę, trudno nawet tak to kwalifikować.

    Teksty wyjaśniające, skąd wzięła się teoria spiskowa dotycząca stroju instrumentów i jednocześnie moda na zamieszczanie utworów w przestrajanych wersjach niezmiernie przypadły mi do gustu, ale nigdy bym na nie nie trafił, gdyby nie to całe zamieszanie związane z wycofywanym i powracającym, inkryminowanym filmikiem Reduktora Szumu. Zwyczajnie nie przyszłoby mi do głowy, żeby aktywnie szukać na ten temat informacji (bo temat nie leży bezpośrednio w zakresie moich zainteresowań, stanowi raczej kuriozum). Z tego względu jestem wdzięczny autorowi RS, że zaspokoił moją ciekawość, a zamieszanie spowodowało, że znalazłem Was jako prawdopodobne oryginalne źródło, z którego korzystał.

    Tak czy inaczej, jeżeli Dźwięczne Bzdury mimo wszystko są zdeterminowane, aby iść w tej sprawie się sądzić, to mam nadzieję, że na sali rozpraw popatrzą sobie na godło państwowe i zastanowią nad rzeczywistą moralną legitymacją władzy do orzekania w sprawie plagiatów.

    P.S. Zdaje się, że przykład z mieczem zaczerpnąłem od Stephana N. Kinselli, autora pracy „Przeciw własności intelektualnej”, którą czytałem wieki temu. Zapewne autor i tak nie miałby mi za złe, gdybym przeoczył jego wkład ze względu na bronione przez siebie stanowisko, ale podaję tę informację, bo tekst świetnie pokazuje nieunikniony konflikt tradycyjnej własności prywatnej z własnością intelektualną jako nakładanym przez państwo monopolem.

    Polubione przez 2 ludzi

    • Bardzo dziękujemy za ten komentarz! Co ciekawe jest on pierwszym, który możemy pod tym postem zaakceptować, gdyż spełnia on regulamin obowiązujący na niniejszej stronie – a to w przeciwieństwie do wszystkich pozostałych propozycji, które światła dziennego nie miały okazji zobaczyć. Byłoby wybitnie niewskazane, gdyby tak wiele pracy (a także refleksji), którą wyraźnie można dostrzec w komentarzu, miało pójść na marne. Musimy sprostować jedno tylko sformułowanie – nie rościmy sobie pretensji do jakiegokolwiek majestatu, a liczba mnoga, którą wykorzystujemy, nie jest zastosowaniem pluralis maiestatis w rodzaju „my, naród”, a jedynie wygodną formułą podkreślającą zgodność myśli wszystkich członków Redakcji.

      Jak słusznie zostało odnotowane w komentarzu – i co sami podkreślamy wielokrotnie – naszą misją faktycznie jest prowadzenie działalności edukacyjnej. Możemy przypomnieć tylko, że czynimy to non-profit. Skorzystamy z tej okazji, aby przytoczyć pewien kontekst historyczny.

      W epoce baroku kompozytorzy wielokrotnie wykorzystywali kompozycje innych i udostępniali je (po mniejszym lub większym przetworzeniu) jako własne. Nie stanowiło to wówczas problemu, gdyż pojęcie prawa autorskiego nie istniało, a praktyka zapożyczeń muzycznych sięga jeszcze wcześniejszych dziejów. Tego przykładem mogą być tak zwane msze parodiowane z XVI wieku (które z parodią w dzisiejszym sensie nie mają nic wspólnego). Polegały one na wykorzystaniu istniejących melodii i umiejętnym dosztukowaniu pozostałych głosów (mowa jest bowiem o muzyce wokalnej).

      Jeśli chodzi o materialność przedmiotów i sposób ich istnienia w świecie – zagadnienie warte jest głębszej refleksji. Czyż sama muzyka nie jest bytem niemal niematerialnym? Oczywiście jej istnienie zawdzięczamy zjawiskom fizycznym oraz biologicznym, które jak najbardziej są domeną świata materialnego. Jednak jej przemożny wpływ na słuchacza ma w sobie coś z tajemnicy, co najlepiej ujął Witold Lutosławski w niniejszych słowach:

      „Muzyka jest w gruncie rzeczy wielką tajemnicą. Nie wiemy, w jaki sposób i dlaczego budzi ona w nas określone reakcje i jest źródłem przeżyć o nieprawdopodobnym bogactwie. Gdybyśmy mogli odkryć tajemnice muzyki, to, co w niej najistotniejsze, i sformułować rezultat w słowach, muzyka stałaby się niepotrzebna. Na szczęście nie jest to możliwe.”

      W kwestii ułożenia słów przytoczymy słowa innego godnego wielokrotnego cytowania człowieka, Blaise’a Pascala:

      „Niech nikt nie mówi, że nie powiedziałem nic nowego: rozmieszczenie treści jest nowe; kiedy się gra w piłkę, obaj gracze grają tą samą piłką, ale jeden umieszcza ją lepiej. To tak samo, jakby mi ktoś powiedział, że posługuję się starymi słowami. Jak gdyby te same myśli nie tworzyły przez odmienne rozmieszczenie innej treści dzieła, tak samo jak te same słowa tworzą przez swoje rozmieszczenie inne myśli!”

      Raz jeszcze dziękujemy i pozdrawiamy,
      Redakcja Dźwięcznych Bzdur

      Polubienie

      • Jedyna wypowiedź? Bardzo ciekawe. Wspomnę tylko „9. Debatujemy o ideach, nie o ludziach. To drugie zbyt łatwo prowadzi w rozmowie na manowce.” – cały ten felieton łamie choćby ten jeden podpunkt.

        Polubienie

      • Z Wprowadzenia: „Jednak w związku z tym, że pomysły nie podlegają teorii samorództwa, a są aktywnie propagowane przez ich twórców, treść wpisów będzie musiała dotyczyć często słów konkretnych osób.”

        Polubienie

      • Cieszę się, że udało mi się wzbogacić bloga Dźwięcznych Bzdur o moją heterodoksyjną perspektywę.

        Akurat ten wspomniany przez angig89 punkt 9. (Debatowanie o ideach, nie o ludziach) nie stanowił większego problemu, jako że w gruncie rzeczy nie staję w tym sporze po stronie konkretnych ludzi – obie strony darzę szacunkiem za ich pracę, z jaką zdążyłem się zapoznać i stosowne zasługi w dziedzinach, w jakich się specjalizują – ale po stronie zasad i idei, które uznaję za słuszne, niestety nie znajdujących reprezentacji w systemach prawnych czasów, w jakich przyszło nam żyć.

        DB przytaczają fakty z historii muzyki o swobodnym i ewolucyjnym charakterze twórczości w epokach przed wprowadzeniem prawa autorskiego. Bardzo dobrze, bo taka wiedza ułatwia dokonywania porównań i wyrobienia sobie opinii na temat tego, jakie rozwiązania prawne lepiej przysługują się kulturze oraz jej upowszechnianiu. Przede wszystkim pozwala na uzyskanie świadomości, że skoro niegdyś mogło być inaczej, to wcale nie jesteśmy skazani na status quo i możemy od niego abstrahować. Umożliwia też nadania lepszej perspektywy dla panikarskich głosów zapowiadających jakąś apokalipsę, gdy tylko poważymy się podnieść rękę na ZAIKS, RIAA czy innych beneficjentów systemu. Ewentualny upadek własności intelektualnej nie spowoduje pomoru artystów, upadku meteorytu ani tego, że kury przestaną się nieść a krowy dawać mleko. Ludzie tworzą sztukę i ją odtwarzają od zarania dziejów, bo mają to w swojej naturze; zniweczenie biurokratycznego panoptykonu wprowadzającego sztuczne ograniczenia, na tę naturę w żaden sposób nie wpłynie. Zmieni się co najwyżej model biznesowy a muzyków zacznie się ponownie opłacać jak rzemieślników, zamawiając u nich taką czy inną usługę. Nie będą jednak posiadać żadnych dalszych praw do swych dzieł, tak jak nie posiadają ich fachowcy układający kafle w łazience w odpowiednie wzory.

        Bez wikłania się w głębsze spekulacje o tym, jak konkretnie wyglądałby świat i branża muzyczna, gdyby zupełnie unicestwić własność intelektualną, fundując sobie Nowe Średniowiecze z Internetem, chciałbym zauważyć, że wraz z objęciem coraz większych, światowych już zasobów czy zbiorów utworów audio-wizualnych w tysiącach aranżacji, o wszystkim i tak zacznie decydować nie człowiek, a maszyny, programy i algorytmy, ślepe na niuanse wykonawcze i prawne – na przykład ignorujące zupełnie fair use, prawo cytatu czy udostępnianie w celach edukacyjnych (jak w tym przypadku: https://www.youtube.com/watch?v=nryFmUjtwEY).

        Już dziś mamy do czynienia z sytuacjami, gdy algorytmy zawłaszczają nie tyle same wykonania, co całe kompozycje, które dawno temu przeszły do domeny publicznej (a w każdym razie traktują je jak swoje):
        https://boingboing.net/2018/09/05/mozart-bach-sorta-mach.html

        Nadzór nad tymi maszynami jest niewielki, więc można się spodziewać ciągania ludzi po sądach i dalszej centralizacji władzy decydowania o tym, co może się znaleźć w Sieci a co nie, pod dyktando kilku największych potentatów, którzy nie będą się zbytnio przejmować „maluczkimi”.

        Dochodzi do absurdów, takich jak podejrzewanie naruszenie czyichś praw autorskich do utworu jakim jest dziesięciogodzinne nagranie… białego szumu:
        https://www.dobreprogramy.pl/YouTube-kpi-sobie-z-praw-autorskich-5-firm-moglo-zarobic-na-cudzym-filmie,News,90527.html

        Kilka lat temu w Wielkiej Brytanii zgarnięto ulicznego grajka dokonującego nieautoryzowanego wykonania paszczą piosenki Beatlesów, co zbiegło się z próbami odkupienia przez McCartneya praw do wykonywania swoich piosenek od Michaela Jacksona.

        Udostępnianie wykonanych przez siebie zdjęć nocnych wieży Eiffela również jest nielegalne, bo ktoś tam ma prawo własności intelektualnej do widocznego oświetlenia. („Shrek, ja na wieżę Eiffela po ciemku patrzę!”)
        http://www.dailymail.co.uk/travel/travel_news/article-2831331/Tourists-warned-breaking-law-taking-photos-Eiffel-Tower-night-sharing-images-Facebook-ILLEGAL.html#ixzz3M5a4kSpA
        https://qz.com/293889/how-pictures-of-the-eiffel-tower-at-night-violate-copyright/

        Podobnie zresztą było z podbrukselskim Atomium. Te absurdy i ograniczenia nie muszą już nawet dotykać kwestii zawodowo-fiskalnych, czasem wchodzą w konflikt z najbardziej zwyczajnymi swobodami osobistymi, które nagle są znoszone albo zagrożone i mimowolnie można narazić się na konsekwencje prawne, gdy nie przewidzi się, że ktoś tam może mieć taki przywilej albo inny, przez co może nam narzucić dziwaczne restrykcje. Nie są to żadne błędy i wypaczenia, co raczej prosta konsekwencja uznawania własności intelektualnej, która sama jest jednym, gigantycznym błędem i wypaczeniem.

        Cóż więc człowiek może zrobić? Ano dawać świadectwo jak u Herberta. Sprzeciwiać się „siłom i godnościom osobistom” oraz gdzie tylko to możliwe próbować wpływać na otoczenie, aby nie ulegało zepsutym wpływom swego toksycznego obecnie środowiska prawnego, wybierając się na osobistą krucjatę w stylu Don Kichota.

        Bądź co bądź, sprawa gróźb stawienia kogoś przed sądem za plagiat pokrewieństwem wpisuje się w moją kampanię przeciwko IP, a że sytuacja staje na ostrzu noża i mogą być ofiary w ludziach, to pora zjechać z gościńca, pogonić Sancho Pansę, aby co żwawiej podbiegł z przygotowanymi linkami wspierającymi linię argumentacyjną, po to tylko by rozjemczo zapobiec lokalnemu nieszczęściu, przywracając w okolicy elementarny porządek boży.

        Z tego bowiem, że ktoś się czuje w prawie, aby pognębić innego ślepym aparatem przymusu dla swej zachcianki, nie wynika jeszcze, że ma po swojej stronie sprawiedliwość – wszystko bowiem zależy od godziwości samego prawa, na które się powołuje. A jeśli uznaje się prawa zakładające istnienie własności intelektualnej za występne z samej natury rzeczy, powodujące: zamęt, niepokój, stagnację i niewolę a przez to urągające zwyczajnym międzyludzkim relacjom, to trzeba na każdym kroku odwodzić bliźnich od ich stosowania i wykorzystywania dla swych partykularnych celów. Czai się bowiem za tymi przepisami większe zło, które sprowadzają na siebie i swoją wspólnotę…

        Ostatecznie to od nas samych zależy, które prawa zechcemy uczynić martwymi, nie powołując się na nie w społecznej praktyce, z własnej woli nie wykorzystując ich mimo posiadanych po temu okazji. Albo jak to Polacy, działając zgodnie ze swoim charakterem narodowym, na przekór tym prawom, ośmieszając autorytet tego, kto je wbrew nam ustanowił. (https://stratakazika.pl/)

        Polubienie

      • Odmienność poglądów, jeśli wyrażona w sposób kulturalny, tak jak w Pana komentarzu, jest mile widziana na naszym blogu. Przytoczyliśmy kategorię odmienności, bowiem w kwestii systemu wartości nie zgadzamy się w pewnych aspektach. Ponieważ kwestie aksjologiczne nie są głównym tematem, który tutaj podejmujemy, nie będziemy rozwijać tego wątku.

        Podobnie nie będziemy sami rozstrzygać kwestii prawnych – to zostawmy prawnikom. Tak samo warto muzykologię zostawić muzykologom, a elektronikę – elektronikom. Interdyscyplinarność jest oczywiście mile widziana, ale bez pretendowania do posiadania kompetencji, których we wszystkich wymienionych dziedzinach jednocześnie mieć nie można.

        Polubienie

  2. @FatBantha nie mam na myśli jakiegokolwiek tu komentarza, a sam felieton. Filtruje się komentarze regulaminem, którego samemu się nie trzyma, argumentując, że sytuacja tego wymaga…

    @dzwiecznebzdury jakoś trudno mi uwierzyć, że komentarz @FatBantha był pierwszym nie łamiącym regulaminu. Inną kwestią jest tutaj przesadna wzniosłość wypowiedzi. Mój pierwszy komentarz został wycięty, zapewne z powodu pospolitego słowa uznanego za wulgaryzm. No można i tak. Tym sposobem, jest tu raptem kilka komentarzy zamiast lawiny albo przynajmniej kilku razy więcej. Utwierdza mnie to tylko w przekonaniu, że macie za wysokie ego. Tak jak już wspomniałem – tym działaniem szkodzicie odbiorcom i samej idei szerzenia wiedzy.

    Z ostatnim akapitem również się już nie zgodzę. Kierując się takim tokiem myślenia, nie powinniśmy robić wyborów. Umiar trzeba zachować we wszystkim, ale żadna skrajność nie jest dobra.

    Polubione przez 1 osoba

    • Dopiero teraz odnotowaliśmy, że to właśnie Pana komentarz przepadł w moderacji. Jak słusznie Pan zauważył, stało się tak z uwagi na słowo, które być może nie jest jakimś szczególnym wulgaryzmem, jednak nie akceptujemy jakichkolwiek śladów wulgarności na naszym blogu. Teraz wyraził Pan swoją opinię w sposób kulturalny, więc nie mamy nic przeciwko takim komentarzom.

      Proszę nie frasować się zanadto stylizacją, zdobieniami i konstrukcjami, które wyglądają na zbyt wzniosłe (i faktycznie są przesadzone, pełna zgoda!) – to wynika jedynie z konwencji. Stefan Kisielewski, którego już raz cytowaliśmy na blogu, powiedział kiedyś, że polemika z głupstwem nobilituje je bez potrzeby. W związku z tym, że nobilitujemy głupstwa, musimy czynić to z wykorzystaniem adekwatnego języka. Zasada decorum obowiązuje również w internecie.

      Jak napisaliśmy we wstępie wpisu o geometrii dźwięku (https://dzwiecznebzdury.wordpress.com/2018/09/19/geometria-dzwieku-errata/) można, a czasami trzeba się z nami nie zgadzać. Dlatego szanujemy Pana opinię. Jak wspomnieliśmy, kwestie prawne pozostawimy prawnikom, więc i na ten temat nie bedziemy się wypowiadać w komentarzach, bo nie pora na to i czas.

      Ma Pan rację, wszystko trzeba traktować z umiarem. Włącznie z umiarem. Pozdrawiamy.

      Polubienie

Dodaj komentarz